Archiwum październik 2010


Kiedy 3 = 27 lub 80
Autor: bohomaz
25 października 2010, 11:20

Już w pierwszej połowie 2010 roku Burmistrz Bogusław Szpytma odtrąbił, poprzez usłużne mu media, że Kłodzko jest w trójce miast, które (w skrócie pisząc) pozyskały największe pieniądze z Unii Europejskiej. Jak to sobie włodarz miasta wyliczył to jego słodka tajemnica. Mam jednak podejrzenie, że jako poeta i humanista mierny z niego matematyk.

            Szeregi oponentów obecnej władzy, nierzadko pracujący pod nosem Burmistrza, wyciągnęły i dostarczyły mi taki oto ciekawy materiał. Gazeta Prawna od kilku lat przeprowadza ranking skuteczności pozyskanych środków z UE przez gminy. „Podstawą do oceny jest wartość przyznanej pomocy z UE, liczba realizowanych projektów oraz liczba mieszkańców według GUS. Dane pochodzą z dokumentacji Ministerstwa Rozwoju Regionalnego, Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości oraz Agencji Modernizacji i Restrukturyzacji Rolnictwa i obejmują umowy podpisane do połowy kwietnia 2010 r. (bez programów przedakcesyjnych). Pominięte zostały niektóre ogólnopolskie projekty drogowe, które trudno przyporządkować poszczególnym jednostkom samorządowym” - czytamy na oficjalnej stronie GP. Jeśli dane te firmuje Ministerstwo Rozwoju Regionalnego to zakładam, że są one wyjątkowo dokładne i rzetelne.

            Zaglądam do rankingu i szukam, szukam, szukam Kłodzka. Szukam długo bo niełatwo znaleźć kogoś kto uplasował się na 80-tej pozycji (wśród gmin dolnośląskich !!!). Bez problemu przegoniło nas Bardo, Polanica Zdrój, Stronie Śląskie czy nawet malutki Lewin Kłodzki. Trochę lepiej jest jak ułożymy ranking pod względem całkowitej sumy środków. Tutaj jesteśmy na 27. miejscu. Z naszego powiatu przegania nas jedynie Polanica Zdrój, będąca na 23 lokacji. W pierwszej dziesiątce znajdujemy się jedynie pod względem finansów na programy Rozwoju Zasobów Ludzkich. Jak nam się zasoby ludzkie rozwinęły, to widać po dyrektorach i kierownikach dawnego KOK-u, którzy mogą drużynę do siatkówki założyć. Ale już w Rozwoju Konkurencyjności Przedsiębiorstw jest gorzej. Dopiero 26. miejsce.  Przypomnę, że Dolny Śląsk ma 30 powiatów, a co za tym idzie 30 stolic tych jednostek samorządu. Także orłami nie jesteśmy. Ale jak mówiono jest prawda czasu i prawda ekranu. Tym razem jest to prawda trzech ekranów.  Diodowych.  Które nas kosztowały  kilkaset tysięcy złotych.

 

Krzysztof Oktawiec

 

ps. Sąsiadowi też kamień do ogródka wrzucę. Gmina wiejska jest na 76 miejscu.

Dzień w muzeum
Autor: bohomaz
19 października 2010, 21:52

Jeden dzień. A dokładnie to od 9.00 do 17.00. Osiem godzin na zwiedzenia. Tyle miałem czasu, żeby zobaczyć jak najwięcej. W sześciu muzeach! Więc prawie biegłem. Szybkim krokiem przemierzałem sale wystawiennicze. Głowa obracała mi się niczym partyzantowi zaczajonemu w krzakach. Gdy aparat się skończył zdjęcia robiłem komórką. Dobrze, że między budynkami było blisko. Ale tak z ręką na sercu to powinienem obcować z kulturą muzealną przez 6 dni. Wtedy bym się nasycił.

To wydarzyło się w Leiden. Holenderskim miasteczku słynącym z Rembrandta, studiów prawniczych Heweliusza i najstarszego w Holandii uniwersytetu. No i miasteczka mającego muzea warte zwiedzenia. Niby nic, niby eksponaty i opisy, ale... jeszcze coś. Coś, co u nas raczkuje. Oprawa multimedialna, kawiarnie, sale kinowe, dotykanie eksponatów, sale dla dzieci. Podeprzyjmy się konkretem. Muzeum etnograficzne. Dziewiąta rano. Przed wejściem wystawa artystyczna w metaloplastyce. Wzrok przykuwa wielki penis skonfrontowany z ogórkiem. Metalowe wszystko w miniaturze. Wchodzę do środka. Wielkie sale za szklanymi drzwiami. Półmrok. Zapach dalekich krajów (chyba kadzidełka). Z głośników sączy się cicha muzyka. Jestem jednym z pierwszych zwiedzających. Siadam na podłodze. Zamykam oczy i prawie odpływam. Ale szybko wracam. Ojciec z dwójką dzieciaków idzie moim tropem (potem spotkam ich jeszcze w innym muzeum). Dzieciaki zafascynowane. Przed każdą gablotą ekran dotykowy. Każdy przedmiot mogę sobie powiększyć, poczytać o nim. Na ścianach wyświetlane są filmy. Ja, przyzwyczajony do muzealnych kapci i zatęchłych eksponatów jestem zauroczony. Ale to nic. Następny przystanek to muzeum Naturalis. Pięciopiętrowa budowla sprzężona z uniwersytetem. Jeden dzień na to cudo to mało. A ja miałem półtorej godziny. Dinozaury naturalnej wielkości z jednej strony, a z drugiej sala w której dzieciaki lepiły dinozaury z plasteliny (czy czegoś tam, co w Holandii używają do lepienia). Maszyny, ekrany, doświadczenia, testy. Sala kinowa z seansem co pół godziny. Kawiarnia. Druga sala dla dzieci. Całe rodziny uczące się. Dzieciaki wariujące z radości. To jest edukacja przez duże E.

My też mamy muzeum w Kłodzku. Muzeum Ziemi Kłodzkiej. Ja wiem, że u nas jest biedniej, że tematyka trochę mniej rozrywkowa, że nie wolno dotykać eksponatów, a dzieci ziewają z nudów. No, ale może trzeba dofinansowanie załatwić. Skoro z muzeum Powstania Warszawskiego ostrą jazdę dla dzieci zrobili to i u nas się powinno udać. Gdyby tylko Burmistrz Bogusław Szpytma wiedział, że muzeum to nie tylko miejsce to zatrudnienia kumpla, ale centrum nauki i kultury oraz edukacji. No, ale on z Młodzieżą Wszechpolską spokrewniony. A tacy to z książek naukowych stosy robią. Dzięki Bogu nie kazał jeszcze zburzyć.

Krzysztof OKtawiec

Oda do starości
Autor: bohomaz
18 października 2010, 11:51

Młodości! Ty nad poziomy wylatuj. Pisał wieszcz. I młodość wylatuje. Leci sobie z jakieś dwie godziny. I ląduje na Schiphol, Heathrow, Schonefeld. Na drugi dzień zasuwa do roboty, żyje i pracuje za granicą. Po kilku tygodniach zagląda młodość do kraju. Widzi w TV uśmiechniętą młodą twarze Kalisza, młodziutkiego Niesiełowskiego, młodzieżowca Kaczyńskiego, setki młodych księży menadżerów. Otwiera gazetę i czyta – opóźnia się budowa autostrady, afera, korupcja, śledczy, śledcza, kredyt, nasza reprezentacja w piłce nożnej znowu.... I aż chce się rzy... żyć. Wypija młodość polskie piwo, wali wódę na humor, zakąsza ogórkiem małosolnym, zagryza bigosem i kaszaną, po czym ... znowu nad poziomy wylatuje.

Oni nie wracają. Oni nie mają do czego. Panie premierze, Panie i Panowie burmistrzowie. Panie Burmistrzu Kłodzka. Do czego oni mają tu wracać? Do supermarketów? Tam mają lepsze. Do fontanny, która nie ma siły pluć wodą do góry? Tam mają lepszą. Do basenu płytkiego jak dowcip prezydenta Komorowskiego? Tam mają głębsze i lepsze. Do pofałdowanych dróg i krzywych torów kolejowych? Tam mają lepsze. Do stanowisk pracy, które poobsadzaliście swojakami? Tam tak nie ma. Do drogiej benzyny, drogich kredytów i jeszcze droższych mieszkań? Do taniej chińszczyzny i darmowego wpierdol pod dyskoteką? Tam jest inaczej. Czy przyświeca wam, Szanowni Decydenci, hasło, że nieważne czy Polska będzie biedna czy bogata, ważne żeby była katolicka. Dla tych tysięcy na emigracji ważny jest krzyżyk na szyi, a nie krzyż zasłaniający pałac prezydencki, ważna jest figurka Jezusa koło telewizora, a nie 30-metrowa figura Jezusa koło Świebodzic zasłaniająca słońce, ważny jest bóg w sercu, a nie armia jego pseudo sług w każdej sferze życia. To byt kształtuje świadomość. A właściwie bytowanie. I dla tych młodych ludzi ważne jest żeby żyć, a nie tylko przeżyć. Kłodzko pustoszeje. Powroty zaliczają nieliczni. I nie zawsze udane.

Puknijcie się w wasze pomarszczone czoła drodzy włodarze miast, wsi i miasteczek. Czy jak tak dalej będzie się działo, to będzie miał kto pójść do wyborów za parę lat? Kto zagłosuje, poniesie sztandary, rozniesie ulotki, naklei plakaty? Może się okazać że jedyne urny jakie będą wystawione, to te z prochami. Prochami marzeń i nadziej.

Krzysztof OKtawiec

Na zakręcie
Autor: bohomaz
17 października 2010, 18:37

Władza obiecywała pochylić się nad problemem komunikacji w Kłodzku. A jak władza się pochyla to trzeba uważać po jakiej stronie stoimy, żeby się na nas nie wypięła. A mogło to być tak: Miały ruszyć z kopyta budowy dróg i rond. Zakurzyło, zadymiło, stanął Burmistrz Bogusław Szpytma w żółtym kasku na środku budowy. Niczym demiurg pierwotny. Wziął projekty i mapy do rąk. Splunął siarczyście, zakasał rękawy, wezwał podnóżek i był gotów do pracy. Podnóżek przybiegł usłużnie i zawinął się w rogala imitując stół do prac kreślarskich. Kilkoma pociągnięciami kreski Burmistrz zaznaczył nowe drogi do naprawy na mapie. Kreski trochę mu się rozjechały bo karta kredytowa była już nieco zużyta. Wytarł rękawem przykurzony nos. Bo na placu budowy się kurzy. Kichnął. Po kichnięciu na mapie pojawił się symbol gondoli. Owalny śluzowaty kształt i linia prosta łącząca dużą i małą. Twierdzę traf chciał. Przyjrzał się Burmistrzunio swemu dziełu. Pozioma kreska wydała mu się niezadowalająca. Pociągnął więc prostopadłą linię pionową względem pierwszej tworząc krzyż. W pełni zadowolony przeżegnał się i odetchnął. I tak powstała linia gondoli ... wodnej na kanale Młynówka. Inżynierom i ekonomom stojącym za plecami szefa kalkulatory grzały się do czerwoności, a liczby wyskakujące w okienkach miały więcej zer niż ... Nie, nie. Nie możemy tak źle o Radzie Miasta pisać. Podniósł Burmistrz do ust kubek kawy i z zaciekawieniem przyjrzał się pozostawionemu na mapie owalowi po kubku. Przyłożył go na chwile w inne miejsce. Powstał drugi owal. I tak Burmistrz zaprojektował dwa ronda. Dokonało się. Już tylko do roboty trzeba pogonić sztab marketingowców, pijarowców, promotorów oraz klakierów i sukces murowany. Tablice świetlne, plastykowe oraz papierowe krzyczały: Nie będzie w mieście wypadków, nie będzie korków, wszyscy kierowcy będą zadowoleni.

Dzień dzisiejszy. Rzeczywistość. Korki jak były tak są. Miasto jest zakorkowane w godzinach szczytu dokumentnie. Wyremontowane drogi w żaden sposób nie wpłynęły na ruch w mieście. Owszem jeździ się po nich miło i sympatycznie, ale haseł z reklamy nie zrealizowano. Nie te drogi wyremontowano chyba. Nie tam postawiono rondo gdzie trzeba. Czarnym punktem było skrzyżowanie Kościuszki z Daszyńskiego i Malczewskiego. I dalej jest. Ciężko jest włączyć się do ruchu i jest wyjątkowo niebezpiecznie. Blokuje się Wyspiańskiego. Z drugiej strony korki przez Korfantego po Warty. Problematycznych miejsc jest kilka. Każdy kierowca je widzi. Tak więc jeszcze przyjdzie nam poczekać. Nam kierowcom i pieszym. O ile wcześniej krew nas nie zaleje. Oby ewentualnie tylko w przenośni. Bo cos musi. Coś być musi, do cholery, za zakrętem.

Krzysztof OKtawiec

A miało być tak pięknie
Autor: bohomaz
16 października 2010, 23:02

Miał być hotel Gołębiewski? Miał. Tylko czy Gołębiewski wiedział o tym, że ma być w Kłodzku? Chyba nie wiedział. No trudno. Przeżyjemy Mamy własne hotele. O przepraszam. Miejsca noclegowe. Na przykład na osiedlu Zacisze. I nawet turyści do tego miejsca przyjeżdżają. Złośliwe bestie przyjeżdżają samochodami zakłócając spokój Zacisza. A przecież sama nazwa zobowiązuje... Jak to tak? Samochody pod oknami nam będą jeździły? – zaniepokoili się mieszkańcy. Wybrali sobie radnego, który porządek z tym zrobił. Zamknął ruch na ulicy. Nie będzie nam turysta się pętał po naszej pięknej ulicy. I Już.

Miał być parking dla tirów na ulicy Mickiewicza? Miał. Tylko czy można budować parking na nieswoim? Ano nie wolno. Jak to nie twój grunt to nawet patyka w ziemi ci wbić nie wolno. Że o krzyżu nie wspomnę. No i nie ma parkingu. Za to jest parking na ulicy Daszyńskiego. Że co? Że TIR tam nie wiedzie? Że nikt tam nie wjeżdża? No bo drogo. I warunki nie tego. A obok śliczny strzeżony parking. I tani. I kolega prowadzi. A po co nam parkingi nowe? Benzyna drożeje, ekolodzy krzyczą. Rowerem będziem jeździć.

Miało być wsparcie lokalnej przedsiębiorczości? Miało. I może jest. Dla wybranych. Reszta sama sobie interes skrobie. A obiecywał Boguś na spotkaniu z kupcami dawno temu, że obcego kapitału za nic nie wpuści. Że bronić handlowców do upadłego będzie. A koszule darł, a siły święte wzywał, a zarzekał się na orła, czerwień i biel. Chyba zapomniał. Ale inni pamiętają.

Miało być budownictwo socjalne? Miało. Jest? Jest fontanna. Jest druga. Jak bidety tryskają sobie na metr w górę. Podmyć się można. O ile woda tryska. A mieszkania? Tych to nie ma. Coś tam postawiono. Już Boguś z nożyczkami stanął przed kamerą, ale to nie jego budynek więc go pogoniono. Gdzieś coś stawia inwestor zagraniczny. Będzie można się podpiąć pod cudzy sukces. Byle do wyborów zdążyli. O Boże! Chyba nie zdążą. No i na Łukasińskiego będą mieszkanka. Może chociaż tu zdążą. Żeby choć jednego zasiedleńca w wyborach pokazać.

Miały być warunki rozwoju dla młodzieży? Miały. I co? I są! SĄ!!! DLA MŁODZIEŻY WSZECHPOLSKIEJ !!!

Krzysztof OKtawiec

Nauczyciel ze skalpelem
Autor: bohomaz
15 października 2010, 20:05

Poprzez internet oglądnąłem sobie relacje z sesji Rady Miasta w Kłodzku. Nic wielkiego. Burmistrzowie i służby podległe mówią, że jest dobrze. Że zadłużenie jest znikome. Natomiast opozycja twierdzi, że jest źle. I że zadłużenie jest ogromne. Tak na marginesie, to opozycja ma rację, bo liczby nie kłamią. Ale mnie w tej kilkunastominutowej filmowej scence z Sali Rajców zastanowiło coś innego.

Po jednej stronie stołu siedzi Rada Pedagogiczna. Naszych trzech burmistrzów – pedagogów. Nauczyciele z różnym stażem i doświadczeniem, ale przecież oświatowcy. Nagle specjaliści od wszystkiego. To władza wykonawcza. Po drugiej stronie sali, za stołem prezydialnym, siedzi Konsylium Lekarskie. Doktorzy różnych specjalności. To władza ustawodawcza lub (co bliższe samorządowi lokalnemu) uchwałodawcza. I przypomina mi się wierszyk Juliana Tuwima “Wszyscy dla wszystkich”, gdzie murarz domy muruje, a krawiec szyje ubrania. W tym duchu nauczyciel winien uczyć, a lekarz leczyć. A tu całkowite poodwracanie ról społecznych. Zresztą nie ma co się dziwić. Przykład idzie z góry. Elektryk prowadził nasze państwo jako prezydent. Polityką zajmują się entomolodzy, filozofowie, lekarze. W parlamencie i samorządzie pełno jest osób idących wbrew przesłaniu wiersza. A jakie ci “specjaliści” stanowią prawo, to każdy z nas może się na własnej skórze przekonać. Przecież dla dobra wspólnego każdy winien zajmować się tym czym potrafi. Według wiersza oczywiście. No, ale to stary wiersz. Może już obowiązują inne standardy.

Czemu jednak w naszym lokalnym samorządzie brak jest ekonomistów i prawników? Czemu przedstawiciele tych zawodów nie pchają się na fotele radnych? Może ich wiedza i doświadczenie mogłoby rzucić trochę światła na lokalne problemy. A tak to pozostaje nam grupa samozwańczych prawników i ekonomistów oceniających, wyjaśniających i orzekających w sprawach na których niewiele się znają. Co? Nie mam racji? To poczytajcie sprawozdania z sesji. Ciekawa lektura. Że długa i nudna? To chociaż telewizję lokalna zobaczcie. Zobaczcie kto w Kłodzku stanowi prawo. Zobaczcie nim po raz kolejny będzie za późno.

 Krzysztof Oktawiec

Wybory według Krzysztofa
Autor: bohomaz
14 października 2010, 01:31

Ureligijnienie naszej sceny politycznej sięgnęło zenitu. Po kilkumiesięcznej wojnie krzyżowej w Warszawie miał nastać spokój. Niestety, w wyniku wyprawy pielgrzymkowej do katyńskiej ziemi, rozpoczęła się druga wojna krzyżowa. Szał uniesień religijno-politycznych spłynął także do lokalnych samorządów. I tak....

Najbardziej niestała partia w swoich uczuciach, czyli PSL (Polskie Stronnictwo Ludowe dla studentów) przemalowało się lokalnie, by nikt ich nie poznał. W przypadku naszej lokalnej społeczności pojawiło się PSL pod szyldem Rozbój i Partnerstwo. Co ? Ach ! Przepraszam. Rozwój i Partnerstwo. Jak mi się też mógł ten rozbój z PSL-em skojarzyć ;) No, nie do poznania partia. Zwłaszcza, że jak przystało na struktury wodzowskie, ich strona netowa to niebieszczanski.pl. Przecież to w końcu najweselszy polityk Ziemi Kłodzkiej. Teraz może on śmiało powiedzieć “Partia to Ja, po mnie choćby PO-top”. A co to wszystko ma wspólnego z religijnymi uniesieniami? Chyba tylko skrót ugrupowania – RiP. To przecież popularny napis na anglojęzycznych nagrobkach. Rest in Peace czyli - niech spoczywa w spokoju. Lepszego epitafium dla PSL-u sam bym nie wymyślił.

W naszym kochanym Kłodzku pojawiło się natomiast czterech jeźdźców Apokalipsy. Zamiast Głodu, Wojny, Śmierci i Zarazy mamy Kłamstwo, Prywatę, Pychę i Strach. To cztery ugrupowania popierające jednego kandydata. Dla wnikliwych obserwatorów kłodzkiego politycznego piekiełka nie będzie problemem przyporządkować osoby dramatu do odpowiedniego ugrupowania Lecz tak naprawdę to jeźdźcy ci nie mają nic do powiedzenia. To sam Mistrz Marionetek kieruje tymi czterema ugrupowaniami i ich zniewolonymi szefami. To przecież sam niegrzeczny Burmistrz Bogusław Szpytma pociąga za sznurki przywiązane do klejnotów swoich lojalnych sług. Jedynym ratunkiem mógłby się okazać jakiś lokalny zbawiciel.

A propos zbawicieli. Nadchodzi jakiś J. Mesjasz. Z wierzchniego oglądu wygląda nadzieja na zwycięstwo i na zmiany, ale... Mnie nurtuje, kto tam stoi w cieniu za tym zbawicielem. A gabinet cieni stojący w tym cieniu jest trochę niepokojący. Ale może to tylko miraże. Może nie ma tam żadnego Iskarioty chętnego do zdrady i wszystko będzie dobrze.

Plaga w Kłodzku
Autor: bohomaz
13 października 2010, 00:01

Poniższy (bardzo obszerny materiał) został napisany przez mojego serdecznego przyjaciela Krzysztof Kubita i został opublikowany w Gazecie Kłodzkiej pod tytułem "Miażdżąca krytyka". Ponieważ miałem swój skromny udział w przygotowaniu tego artykułu publikuję go równiez na swoim blogu. Tym bardziej, że podpisuję się obiema rękami pod zawartymi w nim prawdami.

Wsłuchując się w głos mieszkańców miasta Kłodzka można by pomyśleć że w 2006 roku zostało przerwane pasmo nieudolnych i zaściankowych poczynań powszechnie (z bezpośredniego wyboru) na panujących włodarzy. Doczekaliśmy się burmistrza błyskotliwego, przedsiębiorczego, otaczającymi się wybitnymi indywidualnościami intelektualnymi, które prowadzą miasto ku oświeconym ścieżkom kultury zachodniej. Wszędzie w Kłodzku widać ożywienie, wyrasta nam kryta pływalnia (może nie tak piękna jak była w planach), wszędzie rozpoczęte inwestycje, cóż Burmistrz ma reelekcje w kieszeni. Osobiści muszę przyznać choć to rzecz oczywista, szlachetnie panujący nam Burmistrz zaimponował mi mistrzostwem w manipulowaniu opinią społeczną, nie znajdziecie drodzy mieszkańcy Kłodzka wielu ludzi w Polsce z podobnym potencjałem. Drodzy Kłodzczanie nie dziwie się opinii że w Kłodzku wielę sie inwestuje i jest to fakt oraz powód do zadowolenia, ale niestety nasze miasto coraz bardziej zbliża się do ideału finansowego naszego południowego sąsiada, a mianowicie Grecji. Wiec postaram się przedstawić enumeratywnie fakty jak wygląda rzeczywista sytuacja Kłodzku i co nasz Włodarz, ponoć bardzo dobry menager poprowadził nas mroczną ścieżką na południe ku Grecji. W moim osobistym przekonaniu Rade Obecnej Kadencji oraz Burmistrza Miasta Kłodzko można śmiało porównać do ósmej plagi egipskiej, jeśli to co robili przez 4 lata było spowodowane głupotą powinniśmy im to wybaczyć, jeśli uczynili to świadomie żadnego usprawiedliwienia nie ma. Po pierwsze zadłużenie miasta wzrosło w sposób dramatyczny z 14 mln PLN na koniec 2006 roku do 53,6 mln – kwota prognozowana na koniec roku 2010 a wiec 40 mln PLN. Chwalebne byłoby gdyby to były pieniądze przeznaczone na inwestycje jak powszechnie wieść niesie lecz niestety tak nie jest. Otóż drodzy Kłodzczanie mit burmistrza jako świetnego menagera jest niestety tylko pustym frazesem. Nasz szlachetnie panujący Włodarz zmarnotrawił 15 mln PLN przez 4 lata na wydatki bieżące czyli (płace i pochodne, dotacje, imprezy, szeroko rozumiana dzłalność bieżąca Gminy Miejskiej Kłodzko)nigdy nie byłem przeciw godziwej płacy ale byłem zawsze przeciw tworzeniu niepotrzebnych stanowisk i zatrudniania znajomych na bliżej nie sprecyzowanych stanowiskach managerskich. Otóż to 15 mln to nie jest kwota wyssaną z palca a mianowicie są to dane z oficjalnych sprawozdań budżetowych Gminy Miejskiej Kłodzko podpisane przez Burmistrza Miasta. Wiec w 2006 roku różnica pomiędzy dochodami bieżącymi gminy a wydatkami bieżącymi wyniosła 364 tys. PLN na plus, w 2008r już mięliśmy minus 712 tys. (pierwsza oznaka że zaczyna się źle dziać w budżecie a gmina prowadząc działalność bieżącą prowadzi ją na kredyt) – brak reakcji Burmistrza i Rady Miejskiej, w 2009 minus 5 mln 279 tys. (kwota już oszałamiająca) ale cóż wszystko dalej funkcjonuje pod przykrywką wielkich inwestycji a rok 2010 zamknie się prawdopodobnie kwotą 9 mln 374 tys. zło lub więcej.

Powstaje pytanie czemu 21 radnych widząc totalną klęskę w zarządzaniu Gminą, przyjęło budżet w takiej formie, przecież to nie Regionalna Izba Obrachunkowa która sprawdza zgodność z budżetu z przepisami prawa finansowego a Rada Gminy ocenia budżet pod względem celowości i gospodarności, wiec czy przejawem celowości i gospodarności było zmarnotrawienie 15 mln PLN, cóż chyba że Radni kierowali się partykularnymi interesami niezgodnymi z interesem mieszkańców Gminy. Przypomnę, że gmina jest wspólnotą wszystkich jej mieszkańców a nie burmistrza znajomych radnych i ich rodzin.

Przypomnę ze zgodnie z nową ustawą o finansach publicznych art. 242. 1. Organ stanowiący jednostki samorządu terytorialnego nie może uchwalić budżetu, w którym planowane wydatki bieżące są wyższe niż planowane dochody bieżące powiększone o nadwyżkę budżetową z lat ubiegłych i wolne środki. Wiec powstaje pytanie jak burmistrz i Rada która nie ma praktycznie wpływu na dochody zmniejszy wydatki bieżące o 10 mln PLN na rok 2011, zwolni nauczycieli lud urzędników?, wstrzyma dotacje dla klubów sportowych?, zmniejszy wydatki na opieka społeczna dobie kryzysu?, i dlaczego uchwalono budżet z różnicą ponad 9 mln PLN, i nie zrobiono nic w celu zmniejszenia tej różnicy skoro forma i treść nowej ustawy o Finansach publicznych była znana burmistrzowi i Radnym przed uchwaleniem budżetu?. Dlaczego nie przygotowano programu który zmniejszyłby wydatki bieżące gminy, konsolidacja zmówień publicznych itp.? Przetrwać wybory w 2010 roku i co dalej?, niech się dzieje co chce?, niech mieszkańcy miasta zapłacą za niekompetencje Burmistrza oraz Radnych? Tyle jeśli chodzi o zdolności managerskie, świadomość przepisów prawa finansowego i kompetencje naszych Włodarzy.

Cześć druga – inwestycje, jak już wcześniej podkreśliłem przejdźmy teraz do wydatków majątkowych czyli inwestycji, powstaje pytanie - znając powyższą sytuacje gminy, rozdmuchanie wydatków bieżących zasadnym było zaciąganie wielomilionowych kredytów na inwestycje?, powiedziałbym tak, lecz nie w takiej formie jak to zrobił burmistrz wraz z rada. Po pierwsze wieloletnia prognoza finansowa gminy i racjonalne przygotowanie finansowania, emisja obligacji gminnych, uniknięcie procesu rolowania kredytów. Dlaczego nikt tego nie zrobił skoro burmistrz pozatrudniał tylu fachowców?

Kolejne pytanie jak Burmistrz Miasta Kłodzka wraz z Rada zmierza dokończyć inwestycje rozpoczęte w 2010 roku skoro zadłużenie gminy na koniec roku 2010 roku wyniesie (jeśli wszystko się ułoży i zostaną zrealizowane wszystkie dochody – choć nic na to nie wskazuje) 53 mln 600 tys. PLN co stanowi 57.21% w stosunku do dochodów gminy prognozowanych na koniec 2010 roku, i praktycznie skreśla możliwość wzięcia kredytów w roku 2011. Jak zamierza znaleźć 10 mln PLN na zbilansowanie wydatków bieżących z dochodami bieżącymi, jak zamierza spłacić raty kapitałowe kredytów już zaciągniętych (a jak wiemy okresy karencji w spłacie rat kapitałowych też się kiedyś kończą) oraz odsetki od tych kredytów. Pojawił się artykuł na portalu Wirtualna Polska na temat zadłużenia miast na jednego mieszkańca, w 2010 roku w Kłodzku dobijemy do czołówki 1914 PLN na jednego mieszkańca gminy (przyjmując ze liczba mieszkańców gminy nie zwiększyła się od końca 2009 roku- dane z Raportu o stanie miasta za rok 2009).

Powyższe fakty są przejawem niekompetencji Burmistrza jak radnych (choć rada to organ kolegialny wiec pewnie nie wszyscy są winni), oczywiście Burmistrz będzie się tłumaczył pozyskiwaniem środków z Funduszy UE oraz kosztami z tym związanymi, kryzysem i innymi problemami, oczywiście jako mistrz PR będzie twierdził ze posiada inne dane, będzie starał się zmarginalizować ten artykuł ale cóż czułem się w moralnym obowiązku przekazania tych faktów mieszkańcom miasta Kłodzka, miasta w którym się urodziłem, wychowałem i do którego zamierzam wrócić.

Podsumowując cztery lata kadencji Burmistrza Miasta Kłodzku i Rady Miejskiej oba organy Gminy Miejskiej Kłodzko wykazały się szczytem niekompetencji (o innych niższych pobudkach w działaniach nie chcę wspominać), nie wiem czy mieszkańcy Kłodzko wam kiedyś wybaczy to co uczyniliście.

 

 

Spółdzielcza twierdza
Autor: bohomaz
12 października 2010, 23:57

 

 Czytając prasowe doniesienia o sytuacji w kłodzkiej Spółdzielni Mieszkaniowej nachodzą człowieka dziwne przemyślenia. Kilka tysięcy członków ponosi opłaty na rzecz Spółdzielni, której są członkami. Płacą więc na swoją własność. Z tych pieniędzy utrzymywany jest Prezes z Zarządem oraz Rada Nadzorcza. Za te same pieniądze, pochodzące od członków wspólnoty, wynajmowana jest ochrona podczas Walnego Zgromadzenia, aby tym członkom utrudnić udział. Wynajmowane są rzesze prawników, aby każdemu mającemu inne zdanie wybić je z głowy. Wydawany jest biuletyn mający na celu uśpienie spółdzielców i zapewnienie ich, że wszystko jest w należytym porządku. Władze Spółdzielni lekką rączką wydają na te fanaberie blisko 50 tys. złotych. Według mnie zachodzi tutaj odwrócenie ról. Zatracono proporcje, kto jest rzeczywistym właścicielem, a kto najemnym zarządcą w Spółdzielni. Członkowie zostają zepchnięci do roli maszynek wpłacających czynsz i mających siedzieć cicho.

Zupełnie inna sprawa, że taka sytuacja chyba większości mieszkańców Spółdzielni odpowiada. Z kilkutysięcznej rzeszy członków na Walne Zebranie zjawia się tylko ponad setka. Jakie to więc jest wymierne przedstawicielstwo? Dlaczego tak małe zainteresowanie jest we własnej sprawie? Spółdzielcy narzekają na opłaty za wodę czy ogrzewanie, ale żeby mieć realny wpływ na pewne sprawy to ich przerasta. Czy nie można kilka godzin poświęcić w sobotę dla dobra ogółu i jednocześnie swojego? Ja wiem, że prawo spółdzielcze jest mętne, że zebrania są długie, krzykliwe i męczące, ale taka jest cena demokracji i wolności wypowiedzi. Więc chyba lepiej zaistnieć, bo potem lepiej się śpi ze świadomością, że jest się aktywnym elementem reguł demokracji.

Cała nadzieja, że listopadowe Walne Zgromadzenie odbędzie się po sezonie grilowania, więc i frekwencja powinna być większa. Czego już teraz tysiącom członków Spółdzielni Mieszkaniowej w Kłodzku życzę.

Bajkowe Kłodzko
Autor: bohomaz
12 października 2010, 23:54

 

W kłodzku żyje się jak w bajce. Tzn. nie tak różowo, ale tak bardzo niesamowicie. Bo niczym w bajce o Kopciuszku, który stał się królewną, można z byle przeciętniaka samorządowego stać się wybitnym managerem z pensją grubo ponad przeciętną. Bo radni, niczym 40 rozbójników, gromadzą dla siebie najlepsze skarby dostępne w mieście, w postaci pracy w samorządzie, lub innych ulg i bonusów. Budżet Kłodzka przypomina bajkę Nowe Szaty Cesarza o nagim królu. Tłum wiwatuje w dzikim szale radości na widok czegoś .... czego nie ma. I tylko kilku chłopków – roztropków próbuje wołać, iż król jest nagi. Moje ulubione gondole wodne i powietrzne, niczym statki z powieści Juliusza Verna, niebawem będą zadziwiać oko mieszkańca i turysty. W nerwowy chichot wprowadziło mnie zdanie z pierwszej strony propagandowej gazetki Burmistrza. Dzięki wodnym gondolom zobaczy się Kłodzko z nowej perspektywy. Tak, ale perspektywy żaby. Czy w całym Ratuszu i sąsiednich budynkach nikt nie wyjaśnił Burmistrzowi (chłopina wszak siedzi we Wrocławiu lub jest w rozjazdach to może nie wiedzieć) iż z kanału Młynówki zobaczy się mniej niż z wędrując deptakiem wzdłuż wody. Jakież to atrakcje w tym Wodnym Świecie będą oczekiwać na spragnionych wrażeń turystów? Tego nie sposób przewidzieć. No może taka, że pierwsza stacja zaczyna się obok parkingu przy hotelu Marhaba. A czyje jest to królestwo, to już wszyscy dobrze wiedzą. I smerfy złośliwie donoszą, iż możliwy jest scenariusz przekazania biletów na łódki w ręce Gargamela – przepraszam - managera

A gdyby Burmistrz Bogusław Szpytma, niczym bajkowy Pinokio, wydłużał swój organ węchu przy każdym kłamstwie. To... jego nos mógłby połączyć obie twierdze drewniana kładką, bez potrzeby inwestowania w zbędne gondole. Przypominam za wikipedią, iż “kłamstwem mogą być także wypowiedzi zgodne z rzeczywistym stanem rzeczy, o ile autor przekazu nie ma świadomości tego faktu”. Oj nie ma on świadomości, nie ma Okłamał mieszkańców w sprawie parkingu przy Mickiewicza, w sprawie hotelu Gołębiewski, w sprawie zatrudniania fachowców, a teraz kłamie w sprawie sytuacji finansowej gminy. Bo specjaliści (nawet radni mający większe doświadczenie w samorządzie) są przerażeni obecnym rozpasaniem finansowym i brakiem perspektyw na zwiększenie dochodów. Nawet hasło reklamowe Kłodzka okłamuje. “Stąd wszędzie jest bliżej”. Wracając busem z Holandii musiałem się cztery razy przesiadać. Po aklimatyzacji i poczytaniu oraz usłyszeniu “niusów” z miasta, bliżej jest mi tylko do wzięcia nóg w troki i uciekania tam gdzie pieprz rośnie, lub tam gdzie raki zimują.