Najnowsze wpisy, strona 2


Parking wysokiej kultury
Autor: bohomaz
27 maja 2010, 00:03

Z użytkowaniem nowego parkingu przy ulicy Daszyńskiego (teren dawnej winiarni) jest jak z korzystaniem z tzw. kultury wysokich lotów. Porywają się na nią tylko nieliczni. Ale po kolei.

Jak wiemy rządząca Kłodzkiem ekipa ma swoje korzonki z Lidze Polskich Rodzin i Młodzieży Wszechpolskiej. Z narodowo-patriotycznym hasłem zastaw się a postaw się ekipa ta z rozmachem realizuje wielkie zamierzenia. Gondola na Twierdzy, gondole na Młynówce, basen. Wydawać by się mogło, że do takich pomysłów trzeba mieć niesłychany “łeb do interesów”. Przyjrzyjmy się jak realizowany jest malutki pomysł na zwiększanie dochodów dla miasta. Parking w centrum miasta. Jeszcze w jesieni ubiegłego roku oczyszczono teren i wycięto drzewa. I należało przyklasnąć Burmistrzowi Bogusławowi Szpytmie za realizację swojego hasła o tworzeniu miejsc parkingowych w Kłodzku. Stworzono około 40 miejsc potrzebnych w centrum naszego miasta jak kawa dla urzędnika. No, ale dobrze funkcjonujący pomysł ktoś postarał się ulepszyć.

Od 1 maja wprowadzono w tym miejscu parking płatny niestrzeżony. Kłodzczanie tłumnie pokazali takiej inicjatywie gest Kozakiewicza i zaczęli parkować wszędzie wokoło. Bo i stawka wygórowana i niestrzeżony. Ponadto tuż obok, przy Hotelu Marhaba, taniej i pod czujnym okiem strażnika. Miasto swoim ruchem wysłało klientów do konkurencji. Dodatkowo wspomnieć należy, że teren został fatalnie oznakowany, kierowcy nie wiedzą gdzie zaczyna się strefa płatna, parkowanie pod ruinami winiarni grozi uszkodzeniem auta, a zasady korzystania zmieniały się w ciągu miesiąca kilkakrotnie (dowożenie dzieci do szkół darmowe, cena za godzinę parkowania została zmniejszona). W efekcie tych zabiegów liczba korzystających w ciągu dnia z parkingu oscyluje w granicach 10. Kilkadziesiąt miejsc stoi pustych a kierowcy blokują Daszyńskiego, Zawiszy Czarnego, Wandy, Okrzei i inne ulice. Tak władza zrobiła społeczeństwo na rękę. No i najważniejsze. Skąd nawiązanie do kłodzkiej kultury. Zawiadującym parkingiem jest Kłodzkie Centrum Kultury Sportu i Rekreacji. Jeśli parking miał przynosić dochody na działalność kulturalną w mieście to pogratulować. Nie zarobią nawet na wykałaczki dla swoich dyrektorów, ich zastępców, ich pełnomocników i kierowników jednostki

A gdyby tak...
Autor: bohomaz
26 maja 2010, 15:46

W tym roku matka natura była łaskawa w podlewaniu deszczem naszego regionu. Patrząc na tragicznie umoczone obszary Polski, Kłodzko powinno mocno i głęboko odetchnąć. Pamiętam 1997 rok. Byłem w centrum wydarzeń i napatrzyłem się na tragedię ludzką. W ostatnich latach dwukrotnie ewakuowałem firmę. Na szczęście niepotrzebnie. Ale lepiej być czujnym.

Lecz gdyby tak pogdybać. I pomyśleć chwilę o czarnym scenariuszu. Wielka woda w Kłodzku. Mamy system wczesnego ostrzegania w internecie. Super. W zeszłym roku jak podlewało Kłodzko padł prąd w centrum miasta. Dostęp do internetu “troszeczkę” został utrudniony. Szukałem informacji w radio (dobrze, że znalazłem kilka baterii). Lokalne rozgłośnie nadawały muzykę. Służby działały dziwnie. Policja zaczęła blokować wjazd na most nad Nysą dopiero jak kilka aut dryfowało sobie już powoli w wodzie pod wiaduktem. Po chwili machnęli rękami i odjechali. Nawet służb reagowania kryzysowego ze zwyczajną szczekaczką nie uświadczyliśmy. Fala na szczęcie okazała się niegroźna.

Programy rządowe, mające uchronić nas przed zalaniem, realizowane były głównie z zamiarem ratowania Wrocławia. W naszym powiecie dalej brakuje rozwiązań mogących uchronić nas przed kataklizmem. Każdy większy deszcz wywołuje stan podwyższonej nerwowości u mieszkańców nadrzecznych miast i wsi.

No i zerknijmy wreszcie na naszego włodarza i działania podjęte na rzecz obrony przeciwpowodziowej Kłodzka. W korycie rzeki raczej prac żadnych nie zauważyłem. Mur nadrzeczny, który medialnie padł mało nie grzebiąc dwóch młodzików bez wyobraźni, został naprawiony po blisko pół roku straszenia prowizorką z worków. Coś tam grzebano przy zaporze, ale czy to wpłynie na uratowanie miasta, raczej wątpię. I nagle czytam wiadomość w prasie, wypływającą z ust samego Burmistrza Bogusława Szpytmy. W ciągu roku dorobiliśmy się 4 razy więcej worków na piasek. Zamiast 5 tysięcy mamy ich teraz aż 20 tysięcy. Dla mieszkańców terenów zalewowych to super informacja. Od razu poczuliśmy się bezpieczniej. Możemy spać spokojnie wiedząc, że w magazynie czeka 20 tysięcy nowiutkich, pojemnych worków na piasek. Zapomniał nasz dobrodziej dodać, że jeszcze gondole będą. Dla maluczkich te na kanale, a dla władzy ta między twierdzami. Tam Burmistrz wraz z radnymi będą mogli bezpiecznie się bujać nad miastem. Oby tylko lato było suche.

Siostro! Basen!
Autor: bohomaz
13 maja 2010, 01:28

Siostro! Basen!

Zdarzyło mi się kilka lat temu popełnić już felieton pod takim tytułem, ale sytuacja obecnie w Kłodzku znowu idealnie pasuje do niego. Zacznijmy od znanego kawału. Obok szpitala dla obłąkanych zbudowano basen. Tłum wariatów opanował obiekt, kłębią się wszędzie, skaczą z trampoliny, urządzają zawody. Lekarz podchodzi do jednego z nich i zapytuje: zadowoleni jesteście z basenu. O tak, panie doktorze, bardzo – odpowiada wariat – a zobaczy pan jak będzie jak naleją nam wody.

A jak wygląda sytuacja w Kłodzku? Już chyba tylko leżący w śpiączce nie wiedzą, że Burmistrz Bogusław Szpytma buduje basen. Uśmiechnięte twarzyczki anonimowych ludzi w wirtualnym basenie, spoglądają na kłodzczan z kilkunastu bilbordów, działa strona internetowa, a na dokładkę olbrzymie prześcieradła przykryły dawny budynek KOK-u. I z nich też uśmiechnięte buźki .... Właśnie. Co robią? Zachęcają do korzystania z basenu? No przecież jeszcze go nie ma. Jeszcze rok poczekamy. Może przyjezdnych zachęcają, żeby już sobie rezerwowali bilety? Ale kto przyjedzie? Z północy nie przyjadą. Mają w Nowej Rudzie fajny basenik. Z zachodu? Polanica ma swoje baseny, Kudowa też nie gorsza. Ze wschodu? Trochę daleko na dojazd na basen. Już chyba lepiej do Nysy śmignąć. No to może południe pomoże? Z Bystrzycy może podjadą, ale z Lądka i Stronia to już nie. Mają własne brodziki. Czyli pozostają nam kłodzczanie (w zmniejszającej się liczbie z powodu emigracji) aby zasilić basen. No tylko “po kiego grzyba” wywalać pieniądze na takie wielgaśne reklamy? Chyba, że ktoś musi zarobić na druku reklam, albo ktoś wypromować się jeszcze bardziej. Do kampanii już niedaleko, więc zamiast prywatne pieniądze inwestować lepiej samorządowe wywalić na promocję własnej osoby. Ot, taki nasz lokalny Ludwik XVI. No i coraz aktualniejsze staje się określenie “nasza najdroższa władza”.

W jednym z wywiadów Burmistrz stwierdził, że te zabiegi reklamowe maja za zadanie promowanie zdrowego trybu życia. Więc po co się hamować, reklamujmy ścieżki rowerowe, których nie ma, grę w piłkę na boiskach, które jeszcze nie postawiono lub jazdę na koniach, które też może miasto kiedyś kupi.

Postępowanie burmistrza Kłodzka i związanych z nim radnych (słowo “związanych” dobrze odzwierciedla układ panujący w Ratuszu) przypomina ten tłum wariatów cieszących się z basenu. A że może nie będzie ich stać na nalanie wody, to nie ich zmartwienie.

Żal
Autor: bohomaz
13 maja 2010, 01:26

Żal

Kilkanaście dni temu z wielkim smutkiem żegnaliśmy zmarłego Krzysztofa Teodora Toeplitza, wybitnego polskiego publicystę i działacza kultury. Co poniedziałek zaczytywałem się jego felietonami, doceniając lotność pióra, doświadczenie i celność spostrzeżeń. Podczas uroczystości pogrzebowych, między wieloma znakomitościami, które przyszły Go pożegnać, pojawił się Jerzy Szmajdziński i Izabela Jaruga – Nowacka. Dziś tych osób niestety także nie ma wśród żywych. Dla mnie śmierć Jerzego Szmajdzińskiego jest tym boleśniejsza, iż miałem szczęście kilka lat temu osobiście Go poznać. Popularnie nazywany Szmają, czołowy polityk i działacz związany z Dolnym Śląskiem, mógł z pewnością godnie i fachowo pełnić funkcje prezydenta RP. Los chciał inaczej.

W tygodniu żałoby, myśli większości osób kierują się ku pytaniom o sens życia i zarazem jego kruchość. Czy tak być musiało? Czy można było tego uniknąć? Przeznaczenie kolejny raz, w brutalny sposób, zakpiło z nowoczesnej technologii, planów oraz zamierzeń snutych przez ofiary, a także ich wielkich tytułów i stopni naukowych. Przeklęty dance macabre ukazał równość wszystkich wobec śmierci. Bo czy młoda stewardesa czy stary prezydent, każdy w obliczu tragedii stał się równy.

Nasz naród zjednoczył się kolejny raz wobec ogromu nieszczęścia. I jak przy wcześniejszych tragediach (kopalnia, pielgrzymka, hala, papież, Casa) zrodziły się dyskusje, czy wyjdziemy mądrzejsi, lepsi, bardziej przyjacielscy, czy też wyjdzie z nas rodzimy Kargul i Pawlak. Po trzech dobach żałoby, narodowe przywary zaczęły wychodzić znowu na wierzch. Podobnie jak po śmierci Jana Pawła II, gdy medialna “zgoda” klubów piłkarskich szybko powróciła do stanu “kosy”, tak i teraz wszystko wskazuje, że gdy flagi powrócą na szczyty masztów, powróci także kłótliwość.

W dniu ukazania się Gazety Kłodzkiej w kioskach (15 kwietnia) minie 21 lat od tragedii na angielskim stadionie w Sheffield, gdzie z powodu niedbałości organizatorów 96 osób zostało śmiertelnie stratowanych. Tylko, że ta tragedia nauczyła czegoś wyspiarzy. I ich stadiony są wzorem bezpieczeństwa. Oby wreszcie i Polak okazał się mądrzejszy po szkodzie. Zwłaszcza tak dotkliwej.

Demokracja made in Kłodzko
Autor: bohomaz
13 maja 2010, 01:25

Demokracja made in Kłodzko

 

Gazeta Kłodzka, w ostatnich tygodniach, opublikowała dwa materiały z których można poznać prawdziwe oblicze kłodzkiej władzy.

Pierwsze oblicze to szacunek do prawa. A raczej jego brak. Nielegalny pochówek byłego proboszcza odbił się echem w mediach krajowych, ale to burmistrza Bogusława Szpytmę nie martwi. Zatrważające jest stanowisko Ratusza w tej sprawie. Burmistrz nie wyobraża sobie innego miejsca pochowania zwłok. (Mimo, iż Sanepid nie wydał zgody na grób na osiedlu.) A miejsce wybrano głównie ze względu na związek ekonomiczny i emocjonalny zmarłego z parafią. Dla mnie w tej całej sprawie nie ważne jest czy to komuś przeszkadza, czy nie. Czy dzieli to mieszkańców na zwolenników i przeciwników pomysłu. Skoro lokalizacja jest niezgodna z prawem, nie powinna być brana pod uwagę. Tym bardziej, że do miejskiego cmentarza jest przysłowiowy rzut beretem – i to moherowym. To właśnie burmistrz, ze swoją ekipą, powinien stać na straży prawa. A skoro w jednym przypadku jego przestrzeganie jest naruszone, to jaką mieszkańcy Kłodzka mają gwarancję, że w innych sprawach szanowane jest prawo? Na podstawie doniesień prasowych prokuratura ma możliwość sprawdzić ten temat z urzędu. Czy tak się stanie? Zobaczymy.

Drugie oblicze, tej samej władzy, to buźka bezwzględnego rozgrywającego posadami. Wywalenie (bo inaczej tego nazwać nie można) dyrektorki Muzeum Ziemi Kłodzkiej z funkcji i wciskanie do takiej instytucji pseudomuzealników jest kpiną. Burmistrz Bogusław Szpytma nawet nie kryje się ze swoimi poglądami w tej sprawie i brak przeprowadzenie konkursu uzasadnia tym, iż lepszej osoby by i tak nie znalazł. Taka wypowiedź, publicznie ogłoszona w prasie, powinna całkowicie zdyskredytować kłodzką władze. A brzmi to tym bardziej dziwne, że jeszcze dwa miesiące temu Bogusław Szpytma, w wywiadzie dla Naszego Dziennika, powiedział: "Dziś ludzie uczciwi, dobrze wykształceni często nie mają szans na uzyskanie odpowiedniej dla siebie pracy. Natrafiają na mur znajomości, układów... To zaprzeczenie papieskiej nauki o zasadach sprawiedliwości społecznej, sprawiedliwego podziału dóbr i równości każdego człowieka." Nic dziwnego, iż nasza młodzież nie wraca do Kłodzka zza granicy. Bo i po co?

Wrocław Bis
Autor: bohomaz
13 maja 2010, 01:24

Wrocław bis

Dużo się w Kłodzku dzieje. Momentami można odnieść nawet wrażenie, że nie istotny jest sens wykonywanych prac, ale jedynie potrzeba fajerwerków i przecinania wstęg. Fontanny, podświetlenia, pijalnie wody, ekrany diodowe, gondole wodne i gondole powietrzne. Zawsze w centrum wydarzeń burmistrz Bogusław Szpytma, zawsze obok niego dyrektor KCKSiR Andrzej Dąbrowski. Zazwyczaj w pobliżu biskup Ignacy Dec lub jakiś inny lokalny dozorca dusz, a na dokładkę któraś z pań posłów. Jak mieszkańcy mają szczęście to będzie to ta z tatuażem, a jak pecha to ta od PiSaków. Podobnie dzieje się z imprezami. Każde wydarzenie w świetle jupiterów, kamer i z wianuszkiem tych samych ważnych osobistości. Tyle tylko, że zamiast cyklicznych, znanych wydarzeń kulturalnych (wręcz o światowym rozgłosie) mamy mnóstwo straganowo-jarmarcznego kiczu.

Jest to takie działanie przypominające zasadę “Chleba i igrzysk”, zazwyczaj wprowadzaną w życie w okresie kryzysu społecznego lub gospodarczego. U nas chlebem jest bułka ze smalcem ze straganu lub darmowy żurek serwowany przez burmistrza z “budyniówką” na głowie. Igrzyskami, każda okazja do estradowych śpiewów, chocholich tańców lub tanga z posłem płci przeciwnej. Warto jednak pamiętać, iż igrzysk i darmowego chleba władza nie serwuje za “free”. Zabiegi te stosowane są dla odwrócenia uwagi tłuszczy od ważnych i istotnych problemów. Przerabiano to już w upadającym Imperium Rzymskim, a także w faszystowskich Niemczech i socjalistycznym obozie. Bo gdy władza przytuli, pogłaszcze i rozśmieszy, to nie myśli się problemach dnia codziennego.

Momentami odnoszę wrażenie, że władza postawiła sobie za cel stworzenie z Kłodzka drugiego Wrocławia. Staramy się, niczym nadymająca się żaba, przerosnąć hipopotama. A przecież Kłodzko zawsze słynęło z odrębności, indywidualności oraz wydarzeń kulturalnych. Teraz obecna władza tłamsi i dusi te przejawy. Na siłę tworzy się nowe, zaprzepaszczając wysiłek wielu osób.

Budżet Wrocławia to 5.500 zł na jednego mieszkańca. W Kłodzku ten przelicznik wynosi zaledwie 2.300 zł. No i bezrobocie w stolicy Dolnego Śląska to 5,7 % przy ponad dwukrotnie większym w Kłodzku. Jakby tutaj wzorce z Wrocka przenieść na nasz grunt to…. Ale takich sztuczek, to nasi ratuszowi magicy niestety nie potrafią.

Telebim-bam, bim-bam
Autor: bohomaz
13 maja 2010, 01:21

Telebim-bam, bim-bam

 

W ostatni piątek lutego, około południa, miałem wątpliwą przyjemność kilkakrotnego przejechania przez centrum Kłodzka. Większość kierowców, a o tej porze dnia jest ich sporo, zmuszona była do kluczenia pomiędzy ekipami naprawiającymi nawierzchnię na ulicy Kościuszki i ciężkim sprzętem przewożącym telebim reklamowo-promocyjny burmistrza Bogusława Szpytmy. Ponieważ droga na ulicy Kościuszki do miasta nie należy, dziurami w niej kłodzki magistrat nie musi się przejmować. I bardzo dobrze. Co tam dziury i zniszczenia. Priorytetowym zadaniem dla miasta jest telebim (zwany także ekranem diodowym) i jego przesunięcie. Bo przecież te kilka dni, gdy nie pracuje, to kilka tysięcy ujęć uśmiechniętego burmistrza mniej. A nie do pomyślenia jest, aby mieszkańcy Kłodzka byli pozbawieni ciągłej wiedzy gdzie i z kim bawi się ich włodarz. Z kim się spotyka i z kim je drugie śniadanie.

Dwa ekrany, postawione w ruchliwych miejscach, należą do małego imperium medialnego obecnej władzy. Po gazecie, telewizji i internecie postawiono na telebimy. I słusznie. Bo może Kłodzczanin gazety do ręki nie brać, telewizji nie oglądać i z internetu nie korzystać. Ale przez skrzyżowanie z zamkniętymi oczami nie przejdzie. I tu go mamy. Niech widzi jak władza się stara. Nie wspomniałem o radio? Moje niedopatrzenie. Może gdzieś tam już szkoleni są pracownicy do obsługi rozgłośni chwalącej sukcesy miłościwie nam rządzących. A jak radio nie wypali? Bo fala radiowa rzadko używana. To się “szczekaczki” na autach zamontuje i wszyscy usłyszą, że cyrk przyjechał. Przepraszam. Że władza pracuje dla naszego wspólnego dobra.

To nic, że przestawianie takiego telebimu kosztuje zapewne kilka tysięcy złotych. To nic, że wcześniejsza lokalizacja była niezgodna z prawem. To nic, że blokuje się ruch w centrum miasta. Władza wie, że informacja to klucz do szczęścia. Tylko czy posiadanie mediów wystarczy? Socjalistyczna władza też posiadała media, a padła. Bo jest jeszcze poczta pantoflowa, wieść gminna i plotka. Tych form przekazu nie zdominuje burmistrz. Choćby nawet instrukcje do zawładnięcia umysłami z Torunia przywoził.

Trzynastego, nawet w grudniu jest wiosna
Autor: bohomaz
17 grudnia 2008, 23:44

Trzynastego, nawet w grudniu jest wiosna

 

Gdy piszę te słowa aura za oknami iście wiosenna. Pojawiły się przebiśniegi i pąki na drzewach. Grudzień roku 2008-go zostanie zapamiętany jako ciepły. Zupełnie inaczej niż historyczny grudzień 27 lat temu, gdzie królowały śnieg, kufajka i koksownik. Jak co roku w mediach rozgorzał spór o ocenę stanu wojennego, potencjalną winę jego autorów i skutki jakie przyniósł dla Polski. Ponieważ lokalne organizacje lewicowe na ogół milczą w grudniu (ostatnio milczą także przez cały rok), czuje się w obowiązku napisać kilka zdań. Zwłaszcza w obronie generała Wojciecha Jaruzelskiego, gdyż na podstawie opracowań i faktów historycznych popieram działania jakie podejmował.

Absurdalnie brzmią zarzuty IPN o kierowaniu związkiem przestępczym o charakterze zbrojnym i wprowadzeniu stanu wojennego wbrew prawu. Zaskakujące jest powoływanie się na przepisy minionego ustroju dla potrzeb zemsty. To co się dzieje dalekie jest od sprawiedliwości historycznej, a bliskie fanatyzmowi. Jak może być postrzegany kraj, w którym bohaterem narodowym starają się zrobić zdrajcę Kuklińskiego, a osobę Jaruzelskiego zniszczyć za wszelką cenę.

Czy Związek Radziecki mógł wkroczyć do Polski w 1981 roku? A dlaczego nie? Przecież dwa lata wcześniej (grudzień 1979 rok) wkroczył do Afganistanu. A po co daleko szukać. W mijającym roku Rosja zjawiła się w Gruzji i w kilka dni zrobiła porządek po swojemu. Czy doprowadziło to do światowego konfliktu? Trochę protestów i zapanowała cisza. Zresztą w 81-szym Rosjanie nie musieli za bardzo wkraczać, bo już tu byli.

Stan wojenny pochłonął 183 ofiary śmiertelne. Każda z tych ofiar to osobista tragedia rodziny i niepowetowana strata człowieka. Ale ile ofiar byłoby gdyby ówcześni szefowie PRL-u byli osobami za jakie chce ich widzieć IPN? Czy nie wystarczyło dyskretnie “wyeliminować” kilku przywódców opozycji, aby opóźnić o kilka lat przemiany? Dla wielu zabrzmi to demagogicznie, ale jak się ma liczba ofiar w okresie stanu wojennego do około 200 osób zamarzających co roku w zimie i dziesiątek trupów w każdy długi weekend (zwłaszcza Wszystkich Świętych)?

Niezwykle pozytywnie odbieram postawę Wojciecha Jaruzelskiego przed sądem oraz jego wystąpienia w mediach. Spokój i rozwaga jakie mu towarzyszą bardzo dalekie są od tego co prezentują nam obecni politycy. Nawet wśród prezydentów Jaruzelski jawi się jako człowiek z największą klasą. Cieszy mnie fakt, iż większość Polaków od wielu lat pozytywnie ocenia wprowadzenie stanu wojennego. Ogół zdaje się być mądrzejszy od grupy zapalonych mścicieli.

Minie jeszcze wiele lat zanim stan wojenny przestanie budzić wielkie emocje. Ale kiedyś wymrą obie strony konfliktu i zdarzenie to będzie tylko stroną w podręczniku historii. Oby piszący te podręczniki zachowali trzeźwą ocenę tamtych dni.

Korupcjokracja
Autor: bohomaz
Tagi: korupcja  
11 grudnia 2008, 01:11

Korupcjokrajca

Rok 2035. Sala na uczelni. Wykładowca prowadzi zajęcia z historii Polski XXI wieku.

Drodzy słuchacze! Początek stulecia to błyskawiczny rozwój korupcji na wielu płaszczyznach społecznych. Upadek moralny, nieodpowiedzialna polityka i wadliwe prawo dały pole do rozrostu zjawiska korupcyjnego na niespotykana skalę. Dziś omówię kilka z podstawowych rodzajów korupcji.

Korupcja wyimaginowana. Korupcja, która nie zaistniała. Nikt nic nie dał. Nikt nic nie wziął. Ale ofiary są. Podręcznikowym przykładem jest afera Rywingate. Jeden medialny władca przychodzi do drugiego, gdzie przy herbacie dzielą się czwartą władzą nad krajem. Jednemu herbata nie smakuje i z nudów nagrywa spotkanie. W konsekwencji Lew Rywin zamiast finansować kręcenie dobrych filmów i grać role gangsterów dostaje wyrok za propozycje. Adam Michnik zamiast kierować opiniotwórczą gazetą odchodzi w niebyt. Przez lata zżera go świadomość, że doprowadził do władzy Kaczyńskich, Giertychów i Lepperów. Nigdy nie odzyskał spokoju sumienia.

Korupcja medialna. Podobnie jak fakt medialny istnieje tylko w świadomości dziennikarzy i odbiorców. Trudna do udowodnienia, służy głównie do walki politycznej i ubijaniu interesów. Z korupcji medialnej żyją politycy. Polityk pod hasłem walki z korupcją dostaje wysokie stanowisko i udaje, że walczy. Bohaterami walki z początku wieku są Zbigniew Ziobro i Julia Pitera. Opacznie rozumiana walka z korupcją przez Zbigniewa Ziobro (korupcją jest to, co robią przeciwnicy polityczni) doprowadziła do upadku triumwiratu Kaczyński – Lepper – Giertych. Don Kichot w spódnicy - Julia Pitera - zamiast próbować dostosowywać przepisy prawa sprzyjające korupcji np. ustawa o zamówieniach publicznych, produkowała nic nie znaczące raporty i zajmowała się donosami jednych na drugich. Od jej nazwiska stopniowanie skali korupcji podajemy w piterach. Na przykład propozycje seksualne prezydenta Olsztyna to zaledwie 69 pitery.

Korupcja samorządowa. Trudna do wychwycenia. Przebiegająca w lokalnych samorządach. Zazwyczaj polegała na uzyskaniu spokoju rządzenia i głosów poparcia radnych przez lokalnych kacyków (starostowie, burmistrzowie). Na przykład burmistrz małego miasteczka, aby skutecznie prowadzić własną politykę i mieć poparcie dla swoich pomysłów zjednywał sobie 15 radnych z 21-osobowej rady. Ich lojalność kupował zaoferowaną pracą dla nich, ich dzieci lub wnuków. Obiecywał im mieszkania, ulgi w podatkach lub biznesowe udogodnienia. Wiązał ich umowami i propozycjami nie do odrzucenia. Tego typu polityka zawsze jednak prowadziła do ujawnienia wszelkich powiązań i kompromitacji lokalnego układu.

Korupcja pseudourzędowa. Niezwykle popularna i rozbudowana w rozmaitych sferach zawodowych. Polegająca na niesformalizowanym finansowaniu świadczonych usług. Najbardziej popularna wśród księży – co łaska, prawników – zwyczajowo należy się, oraz lekarzy - ile pan da, ale nie mniej niż.

Korupcja sportowa. Powodująca, iż oglądanie meczu ligowego przed kolejnym przesłuchaniem Wita Ż i f Fryzjera nie miało najmniejszego sensu. Wynik mógł zostać ustalony na długo przed pierwszym gwizdkiem sędziego.

Na koniec wykładu wszystkich chcących zaliczyć semestr zachęcam do kupna mojego podręcznika. To jedyne 200 euro. I przypominam, iż w Colegium im. Andrzeja Leppera i tak jest najtaniej.